
Kosaciec żyłkowany to jeden z najpiękniejszych kwiatów wczesnej wiosny. W tym roku sprawił mi prawdziwą niespodziankę i cudownie zakwitł w moim ogródku.
Uprawa i wymagania.
Kosaciec żyłkowany to bardzo niski, dorastający do kilkunastu centymetrów, gatunek irysa. Pochodzi z pochodzi z Azji. Obok niskiego wzrostu charakteryzuje się bardzo wczesnym terminem kwitnienia, który pokrywa się z terminem kwitnienia krokusów. Jest więc to marzec, początek kwietnia, zależnie od aury w danym roku. To jedne z najwcześniejszych wiosennych kwiatów na naszych rabatach. Piękny błękit jeszcze przed szafirkami.
Kosaciec żyłkowany rozmnaża się cebul, które wykopujemy po zakończeniu kwitnienia i zaschnięciu pędów. Możemy wówczas oddzielić cebulki przybyszowe i ponownie posadzić je jesienią do gruntu, podobnie jak tulipany. Osobiście spotkałam się dwojaką wersją odnośnie wykopywania po kwitnieniu – jedni zalecają, inni sugerują, że nie jest konieczne. Osobiście uważam, że wykopywanie nie jest konieczne. A przynajmniej co roku. Co kilka sezonów można pokusić się o wykopanie a przy tej okazji oddzielić cebulki przybyszowe.
Kosaciec żyłkowany jest bardzo tolerancyjny jeśli chodzi o warunki świetlne i glebowe choć preferuje gleby przepuszczalne, lekko wapienne. Tyle teoria. U mnie pięknie zakwitł w kompletnym cieniu, w glebie dość kwaśnej, gliniastej. Jest też odporny na mróz co czyni go bardzo uniwersalną rośliną.
Zastosowanie.
Kosaciec żyłkowany świetni nadaje się na rabaty, do nasadzeń naturalistycznych, na skalniaki a nawet do naturalizacji trawników. Można go także z powodzeniem uprawiać w pojemnikach i donicach. Świetnie wygląda w większych monogatunkowych grupach. Nadaje się również do zestawień z innymi bylinami wczesnej wiosny. Często można go kupić już zimą jako roślinę pędzoną.
Obecnie w sprzedaży istnieje szereg odmian irysa żyłkowanego o różnym zabarwieniu kwiatów w odcieniach błękitu, granatu a nawet różu czy fioletu (odmiana: Purple Gem)
Niespodzianka w moim ogródku.
W tym roku kosaciec żyłkowany sprawił mi prawdziwą niespodziankę. Dokładnie rok temu na jakimś evencie dostałam doniczkę z pędzonymi irysami. Po przekwitnięciu, bez większej nadziei na sukces, wysadziłam w cebulki w jakiś kąt ogródka. A nuż przeżyją. Wysadziłam i zapomniałam. Wychodzę niedawno do ogrodu i patrzę a pod jedną z paproci coś się niebieszczy. Podchodzę bliżej a tam … małe, błękitne iryski. Jak pisałam wyżej – w kompletnym cieniu, glinie, kompletnie nieksiążkowych warunkach wyrosła mi piękna, wesoła kępka! We wpisie możecie podziwiać właśnie tę kępkę irysków. Tak mnie ucieszyła i oczarowała, że uczciłam jej pojawienie tymże wpisem!