
Park Citroena znakomicie wpisuje się w modny, w pierwszej połowie lat 90-tych XX wieku, styl postmodernistyczny. Autorzy bawią się historycznymi stylami przekształcając je tak, jak nakazuje im wyobraźnia…
Wpis gościnny. Autorką tekstu i zdjęć jest Aneta Tyl, autorka fantastycznego bloga Dwór Feillów.
… czy wiecie, co może mieć wspólnego psychiatra i archeolog? Oczywiście, zamiłowanie do ogrodów. Dla mojej koleżanki Mileny, która wykonuje bardzo trudny i odpowiedzialny zawód lekarza, ogród to odskocznia od codziennych zmagań z trudnymi pacjentami. Dla mnie, archeologa-muzealnika to nie tylko hobby, ale życiowa konieczność. Jestem na etapie rewitalizacji otoczenia wokół jednego z małopolskich dworków. Postanowiłam poszukać inspiracji w Paryżu. Nie jest to przypadek, gdyż właśnie to miasto poszczycić się może kilkoma spektakularnymi założeniami ogrodowymi, które powstały na miejscu terenów zapomnianych przez boga i ludzi.
Na studiach, nie wiedząc jeszcze, że los w przyszłości postawi mnie przed podobnym zadaniem, zainteresowałam się tematem rewitalizacji zdegradowanych miejsc. W dużych miastach, takich jak Paryż, Londyn, czy Nowy Jork, dotyczyło to szczególnie terenów poprzemysłowych. Zachwyciłam się pomysłem, który na świecie jest realizowany od lat, a przy odrobinie wyobraźni decydentów, byłby dla naszego kraju rozwiązaniem wielu ekologicznych i krajobrazowych problemów. Zgłębiając z niemałą fascynacją temat teoretycznie, szukałam przez lata okazji, by realizacje, o których się uczyłam, zobaczyć na własne oczy.
Okazja, by pojechać do Paryża nadarzyła się w tym roku. Wraz z Mileną ustaliłyśmy, że machamy ręką na muzea i zabytki, skupiamy się na paryskich ogrodach, zarówno tych historycznych, jak i nowoczesnych. Jak się okazało, wybrałyśmy idealną porę na zwiedzanie, gdyż zdążyłyśmy przed pierwszymi upałami. Z reguły w czerwcu rośliny, a szczególnie moje ukochane róże, są w pełniej krasie. Wynajęłyśmy po przystępnej cenie pokój blisko Ogrodu Luksemburskiego, zakupiłyśmy bilety na autobus (na lot samolotem nie wyraziłam zgody) i 19 czerwca wysiadłyśmy na rozgrzebanym z powodu remontów Placu Zgody.
To była piękna i niezapomniana przygoda. Wędrówkę po paryskich ogrodach ułatwił nam fakt, że wstęp do nich jest bezpłatny. Wiele z tych założeń zrobiło na mnie duże wrażenie, szczególnie te usytuowane w miejscach będących do niedawna kłopotem dla Paryżan, poddane rewitalizacji, jak Promenade du Plants i Park Andre Citroena.
Park Citroena z reguły nie jest uwzględniany w przewodnikach turystycznych, nie był również zaznaczony na żadnej z zakupionych przez nas przed podróżą map miasta. Uzbrojone zatem w cud techniki, jakim jest smartfon z wgranymi przed wyjazdem mapami Francji, ruszyłyśmy piechotą z centrum Paryża na zachód.
Paryż nie jest duży. Naprawdę, można zejść go wzdłuż i wszerz na nogach, co gorąco polecam, gdyż tylko w taki sposób dobrze poznamy miasto. Z każdym mijanym kilometrem zmieniał się krajobraz. Za naszymi plecami zostały XIX wieczne kamienice, potem wieża Eiffela, i paryska Statua Wolności. Przed nami wyrósł spektakularny las szklanych, mieniących się w słońcu wszystkimi kolorami tęczy wieżowców sugerujący nam, że znaleźliśmy się w dzielnicy o zupełnie odmiennym charakterze.
To był Paryż prywatny, nieznany z turystycznych przewodników. To miejsce dedykowane wyłącznie mieszkańcom miasta, nie natrafiliśmy nawet na drogowskaz, który zaprowadziłby nas do Parku.
Wychodząc z założenia, że piętnastu hektarów nie da się przegapić, kierując się intuicją, ruszyłyśmy w domniemanym kierunku. Do Parku weszłyśmy bocznym wejściem i znalazłyśmy się na wielkiej trawiastej przestrzeni, gdzie wypoczywali i bawili się ze swoimi dziećmi ludzie. Nad placem unosił się wielki balon helowy zainstalowany tutaj w 1999 roku.
-To tu?- jęknęła z wyraźnym zawodem Milena i złożyła swe zmęczone wędrówką ciało pod jakimś dla mnie egzotycznym drzewem.
Czyżbyśmy zrobiły tyle kilometrów tylko po to, by zobaczyć wielki kawał trawy, współczesne fontanny oraz brutalistyczne w swoim stylu betonowe surowe budynki? „Nie, w moich notatkach ze studiów, tak to nie wyglądało”- pomyślałam i samotnie zapuściłam się w zakątki. A tam znalazłam się w zupełnie innej rzeczywistości.
Andre Citroen, przedsiębiorca, który rozpoczął swój biznes od produkcji podpatrzonych w łódzkiej fabryce kół zębatych, a podczas I wojny św. wytwarzał amunicję, w 1919 roku zajął się montażem samochodów. Fabryka, usytuowana na miejscu obecnego Parku nazwanego jego imieniem, funkcjonowała do roku 1970. Na skutek powiększającego swój obszar miasta, fabryka znalazła się zbyt blisko centrum i zdecydowano się ją przenieść. Została po niej ziejąca pustką i wywołująca wyrzuty sumienia, wielka na kilkadziesiąt hektarów dziura.
W połowie lat 80-tych, z inicjatywy ówczesnego prezydenta Francji Francoise Mitterranda, ogłoszono konkurs na zagospodarowanie zdegradowanego cywilizacyjnie i krajobrazowo terenu. Konkurs wygrały dwa zespoły, które finalnie stworzyły spójny i w mojej ocenie niezwykle udany projekt. Byli to projektanci ogrodów i krajobrazu: Gilles Clement i Alan Provost oraz architekci: Patrick Berger, Jean Francis Jodry i Jean Paul Viguier.
Miejsce to nosi nazwę „park” w rzeczywistości jednak jest to szereg tematycznie potraktowanych ogrodów, rozłożonych na 15 hektarach powierzchni poprzemysłowej na prawym brzegu Sekwany. Oficjalne otwarcie Parku nastąpiło w 1992 roku.
Park Citroena znakomicie wpisuje się w modny w pierwszej połowie lat 90-tych XX wieku styl postmodernistyczny. Autorzy bawią się historycznymi stylami przekształcając je tak, jak nakazuje im wyobraźnia. Wydaje się, że układ ogrodu nawiązuje luźno do założeń barokowych, ale ład i spokój uporządkowanej, geometrycznie przestrzeni zakłóca ścieżka biegnąca przez całość założenia po ukosie. Wprowadza ona do tej harmonii niepokój, ale nie chaos. Mamy tutaj do czynienia z dekonstruktywizmem.
Po odkryciu niezwykłych zakątków- ogrodów niewidocznych z części centralnej, wróciłam po koleżankę. Takich miejsc nie można oglądać po raz pierwszy samotnie, trzeba mieć możliwość wymiany wrażeń.
Spacerując po ogrodach tematycznych, wchodząc za każdym razem w odmienny świat, doświadcza się owych wrażeń na wielu płaszczyznach. Autorzy zadbali, by ich dzieło nie tylko pieściło nasz zmysł wzroku i węchu, ale odnosiło się także do metafizyki i alchemii. I tak siedmiu podstawowym ogrodom uporządkowanym kolorystycznie, przyporządkowano zgodnie z tradycja alchemiczną, metal, planetę, dzień tygodnia, wodę i zmysł.
Ogród Niebieski: miedź, Wenus, piątek, deszcz, węch
Ogród Zielony: cyna, Jowisz, czwartek, źródlana woda, słuch
Ogród Pomarańczowy: rtęć, Merkury, środa, potok, dotyk
Ogród Czerwony: żelazo, Mars, wtorek, wodospady, smak
Ogród Srebrny: srebro, księżyc, poniedziałek, rzeki, wzrok
Ogród Złoty: złoto, Słońce, niedziela, parowanie, intuicja
Ogród Czarny: ołów, Saturn, sobota, morze, instynkt
Wędrując przez te przestrzenie, odtwarzamy podróż człowieka przez życie, przez czas i przestrzeń, historię i świat przyrody.
Nie sposób tu opowiadać o każdym z tych zakątków, gdyż tworzą one odrębne historie. Wspomnę tylko, że mnie najbardziej urzekł ogród srebrny. Jest on położony dosłownie w dziurze, do której trzeba zejść po schodach. Zwrócił moją uwagę, gdyż sama na posesji mam wielką dziurę, której zasypanie szacujemy na kilkadziesiąt tysięcy. Nie mamy oczywiście możliwości, by zasypać taką kwotę pod stertą ziemi, zatem może dziurę polubić i wykorzystać? Przykład Ogrodu Srebrnego napawa mnie nadzieją.
Przy każdym z tematycznych ogrodów stoi tabliczka, na której wyryto projekt oraz nazwy roślin. To wspaniała ściągawka na wypadek, gdyby ktoś chciał zaczerpnąć inspirację, lub nawet taki ogród sobie w całości odtworzyć.
Park robi wrażenie dynamicznego, gdyż za każdym zakątkiem krajobraz się zmienia. Wchodzimy po schodach, przechodzimy nad (niestety podczas mojego pobytu suchymi) korytami z wodą, wchodzimy w spójny ogród, by jakąś boczną ścieżką wyjść i znaleźć się miejscu, gdzie przestrzeń określają jedynie bambusy i głazy.
Podczas zwiedzania zaliczyłam moment zaskoczenia, kiedy natrafiłyśmy na dziwną konstrukcję. Po przedyskutowaniu, co to może być, pozostałyśmy przy pierwszym skojarzeniu- zegar słoneczny. Było to dziwaczne i raczej nie przydatne urządzenie, gdyż znajdowało się ono w głębokim cieniu. W Paryżu czas słoneczny jest bardzo odległy od obowiązującego, zatem nawet gdyby padały na niego promienie słoneczne, stanowiłby bardziej ciekawostkę, niż funkcjonalne urządzenie.
Muszę przyznać, że to wielka sztuka stworzyć tak uniwersalny projekt, który można odbierać na wielu płaszczyznach. Odnajdzie się tam każdy, niezależnie od tego, jaką ma osobowość, czy wrażliwość. Tym bardziej przykre są widoczne już niedociągnięcia i zaniedbania. Niektóre zakątki wyglądają na porzucone. W korytach i bocznych wodospadach, które oddzielają od siebie ogrody i pełnią ważną funkcję przy odbieraniu całości w wymiarze metafizycznym, nie ma wody. Duże szklarnie, które mieściły egzotyczne rośliny, są zamknięte. Wielka szkoda.
Park Andre Citroena to znany na całym świecie wzorcowy projekt ogrodu postmodernistycznego, który przyniósł sławę swoim twórcom. Uczą się o nim studenci na wszystkich uczelniach świata. Zasługuje na to, by jako swoisty pomnik historii, został otoczony opieką i był tak prowadzony, jak było to w zamyśle autorów.
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że kiedy następnym razem odwiedzę Paryż, znów doświadczę w jego ogrodach wielu wrażeń, zaskoczeń i wzruszeń.
Ewa
29 października 2015 przy 20:12
„Wpis gościnny. Autorką tekstu i zdjęć jest Aneta Tyl, autorka fantastycznego bloga Dwór Faillów” – Feillów – E!
Ania Stachurska
29 października 2015 przy 21:16
Literówka 🙂 Dziękuję za zwrócenie uwagi!
podstawy francuskiego online
23 maja 2020 przy 03:27
Porządny i bardzo fajny park pozdrawiam 🙂