
W ubiegły weekend, na zaproszenie Domu Kultury w Górze Kalwarii, miałam okazje poprowadzić warsztaty ogrodnicze na festynie z Okazji Dnia Dziecka.
Bardzo lubię pracować z dziećmi. To bardzo wdzięczni odbiorcy i pilni słuchacze. Już mnie to nie dziwi, ale na początku, gdy zaczynałam moją przygodę z warsztatami byłam szczerze zdziwiona stopniem szczerego zaangażowania dzieciaków. One naprawdę chcą sadzić, siać, podlewać, naprawdę są zainteresowane roślinami i ogrodniczymi praktykami. Gdy dajemy im zajęcia na ich poziomie, pozwalamy na inicjatywę i nie przynudzamy mentorskim tonem nawet największe łobuziaki, w pewnym momencie, porzucają swoją pozę i szczerze angażują się `zabawę`.
Tym razem, w trakcie festynu, wspierał mnie mój mąż. Nie było szansy obsłużyć tylu chętnych na jedną parę rąk. Tyle dzieciaków chciało sobie posiać nasionka! Nie liczyłam chętnych, ale zeszło nam ponad 170 pojemników w ciągu około trzech godzin co oznacza więcej niż jedno nasionko wysiane na minutę! Specjalnie dobrałam zestaw nasion, tak, aby coś zawsze z nich wyrosło, aby nie zniechęcić dzieciaków do takich aktywności. Mieliśmy więc dużo groszku cukrowego i pachnącego, rukolę, sałatę, trochę rzodkiewki, aksamitki, nieco stokrotek i tym podobnych prostych w uprawie gatunków. Oczywiście mieliśmy także inne atrakcje jak moje ogrodnicze kolorowanki czy malowane kamienie do odznaczania rabat. Te ostatnie cieszyły się największym `wzięciem` u najmłodszych i musiałam ich mocno pilnować. Także spryskiwacz stanowił dla najmłodszych nie lada gratkę i nie jedna mama i babcia została popryskana przy okazji prób podlania wysiewów.
Były to moje pierwsze warsztaty ogrodnicze na tak dużej imprezie z tak dużą ilością gości. Nie ważne, że potem zachrypłam na cały wieczór. Było super i na pewno jeszcze to powtórzę!