10 typów najbardziej wkurzających zachowań klientów firm ogrodniczych.

firma ogrodnicza

Ostatnio pojechałam delikatnie po firmach ogrodniczych wytykając im ich przywary i grzeszki. Czas odwrócić role. Oto 10 typów najbardziej wkurzających zachowań klientów firm ogrodniczych.

Jak wiecie zajmowałam się wykonawstwem kilka ładnych lat i z niejednego pieca jadłam w tym temacie chleb. Sięgam więc do moich, osobistych wspomnień i doświadczeń, a także przywołuję zasłyszane historie i anegdoty. Wszystko to po to, aby stworzyć galerię trudnych, kłopotliwych, nie fajnych typów klientów i ich wkurzających zachowań.

  • Mądry Polak po szkodzie. Czyli klient który przed rozpoczęciem prac nie ma dość czasu lub chęci aby faktycznie zapoznać z projektem, koncepcją, zakresem robót, kosztorysem etc. W momencie gdy prace wystartują dociera do nie niego, że to dzieję się naprawdę, już i teraz i dopiero wówczas świadomie mierzy się z tematem. Wówczas zaczynają się zmiany i kombinacje, które można było ustalić znacznie wcześniej, a nie na ostatnią chwilę. To czasem bardzo kłopotliwe i frustrujące dla wykonawcy. Inną odmianą tego typu zachowania jest klient który mimo pełnej świadomości zmienia zdanie w trakcie. Czasem ma to pełne uzasadnienie ale czasem jest po prostu `bo tak`. Pół biedy gdy nasz klient zrobi to raz czy dwa, gorzej, gdy jego wizja zmienia się co chwila!
  • Historie małżeńskie. Przychodzi rano pan i mówi jedno, przychodzi popołudniu pani i mówi kompletnie coś innego. A robota w toku. Na uprzejme pytanie kogo więc mamy słuchać i co czynić, dowiadujemy się, że absolutnie nie współmałżonka, bo on kompletnie nic nie rozumie/nie zna się/ jest głupi. No i wybierz sobie człowieku. Niestety byłam kilka razy postawiona w niezręcznej sytuacji wobec sporu małżonków. Sporu tak na tle kasy jak i estetyki. Zawsze z boku wygląda dziwnie i żenująco, zwłaszcza gdy jestem na siłę wciągana w wymianę zdań. Hej, nie jestem waszą panią przedszkolanką/terapeutką/mediatorką.
  • Agent 007. Wietrzy spisek wszędzie. Pilnuje, kontroluje, wylicza, sprawdza, cały czas patrzy na ręce, zadaje `podchwytliwe` pytania. W jego mniemaniu. Każdy chce go nabrać i oszukać. Na to nie ma rady i moją taktyką jest robić swoje.
  • Florysta. Klient który chce jeździć z nami i sam wybierać roślinki na szkółce. Dla mnie ten system pracy jest nie do przyjęcia i od razu dziękuję za taką współpracę. To zawsze w efekcie strata czasu i źródło wielu niepotrzebnych, niekorzystnych  zmian w dobrych projektach. Nagle pani/panu zaczyna się wszystko podobać, wszystko chce, o wszystko pyta. No way. Jeśli już to możemy się wybrać na szkółkę w trakcie prac nad projektem, na etapie doboru roślinnego. To jest dobry moment na takie wizyty, dywagacje, rozczulanie się. Gdy pierwszy szpadel zostaje wbity kończy się cackanie i zaczyna tzw. robota, żeby nie użyć innych określeń ogrodniczego slangu dobitniej ten etap określających.
  • Sknerus. Klient który nie chce płacić w terminie, nie chce płacić zaliczki, nie chce płacić w ogóle. Znam historię o tym, że klient zapłacił dopiero gdy zagrożono wykopaniem i zabraniem roślin. Oczywiście, nie muszę dodawać, że robota była zrobiona dobrze. Zawsze biorę zaliczkę, zawsze pilnuję rozliczenia. Mam zero tolerancji wobec takiej postawy.
  • Maminsynek. Teściowie, rodzice klienta którzy zaglądają co jakiś czas lub mieszkają wspólnie mogą być zmorą. Oczywiście znają się na ogrodnictwie lepiej od tej `głupiej firmy` i co chwila torpedują pomysły, dają dobre rady, krytykują, suszą głowę dzieciom po co w ogóle firmę brali i co też ta firma nie wyrabia. Oczywiście u podłoża sprawy leży odwieczny konflikt pokoleń i problem autorytety tzw. starszych, którzy czują się pominięci, zignorowani przez dzieci, które zatrudniły sobie kogoś innego zamiast posłuchać mamy, taty. Fatalną odmianą sytuacji jest układ, gdy rodzice finansują lub współfinansują prace ogrodnicze lub w ogóle całą nieruchomość. Wówczas sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo o ile rodzice akceptują fakt zatrudnienia firmy, o tyle niekoniecznie już  konkretne decyzje i wybory dzieci. Powstaje konflikt podobny jak w przypadku historii małżeńskich. Konflikt pokoleń to zawsze trudny, delikatny temat. Miałam kiedyś taką sytuację i była tyleż trudna, co czasem zabawna. Czeska komedia.
  • Cham lub/i szowinista. Nie szanuje ekipy widząc w niej tylko roboli. Czasem nawet poniża, ubliża. Co ciekawe u mnie często pracowali bardzo fajni i rozgarnięci studenci, którym niestety czasem się dostało na zapas od takiego typa. Jako kobieta miałam też raz czy dwa styczność z klientami dla których moja płeć stanowiła problem. Polecono im moją firmę jako dobrą, rzetelną, a tu przyjechała baba. I to jeszcze baba która rządzi chłopami i zajmuje się mało damskimi zajęciami jak choćby prowadzenie dostawczaka. To było trudne, aby przekonać ich do siebie, ale jakoś dałam radę.
  • Tyran. Uważa, że jesteś dyspozycyjny niemal całą dobę. Dzwoni w weekend, dzwoni późnym wieczorem, dzwoni gdy wyraźnie mu powiedziałeś że kilka dni cie nie ma. Tylko na chwilkę, tylko cos mu się przypomniało, tylko jedną rzecz chce podpytać. Gdy miałam firmę wykonawczą, w tzw. szczytowym momencie, byłam zmuszona do sprawienia sobie drugiego telefonu tzw. służbowego i zaczęłam ten służbowy na weekendy i po godz. 18 wyłączać. Mój prywatny numer stał się wówczas ściśle tajny. Nie dało się wtedy inaczej. Dziś mam jeden telefon, ale często go wyciszam. Zdecydowanie wolę drogę mailową. Został mi swoisty uraz telefoniczny. Drodzy klienci jesteśmy takimi samymi ludźmi jak, mamy domy rodziny i prywatne życie, chorujemy, balujemy, chodzimy do dentysty. To nie jest biznes całodobowy.
  • Pedagog. Na` robocie` u takiego wciąż zadajesz sobie pytanie po co tu właściwie jesteś? Jeśli tylko rozpoznam takiego dostatecznie wcześnie by się wycofać, uciekam w podskokach. Typ takowy wszystko wie lepiej. Poucza na każdym kroku, podważa wszystkie metody i decyzje. Za punkt honoru bierze sobie udowodnienie ekipie, że coś źle robi, gdzieś popełnia błąd, czegoś nie zauważyła itd. W efekcie ekipa pracuje w stresie i faktycznie zaczyna popełniać błędy, a brygadzista czy kierownica całej zabawy – czyli ja – zamiast skupić się na robocie i dopilnowaniu jej, non stop przekonujemy klienta, że może być spokojny, że na pewno wiemy co robimy i udowadnianiu, że jednak nie koniecznie ma racje. Ja nie mam cierpliwości do takich sytuacji i bardzo ich unikam. Swoistą odmianą tego typu klienta jest klient wątpiący, który przez cały czas, niemal do zakończenia prac jest pełen obaw o efekt końcowy. Absolutny kryzys przeżywa w momencie tzw. największej rozpierdziuchy, kiedy wszystko jest zdarte, przekopane, wywrócone do góry nogami. Na koniec prac wynagradza cie zdaniem: a jednak jakoś się udało, dając do zrozumienia, że mamy do czynienia z niewątpliwym cudem.
  • Łakomczuch, czyli daj palec, zje całą rękę. Umawiamy się na określony zakres prac. Pod ten zakres kosztorysujemy pracę i określamy czas jaki poświęcimy na dany obiekt. Pamiętajmy, że firma usługowa przenosi się ze zlecenia na zlecenie, a czasem robi więcej niż jedno jednocześnie. Wszystko jest ok., gdy trzymamy się harmonogramu i ustalonego zakresu robót. Sprawy się komplikują gdy, w trakcie prac, klient obiera taktykę wpuszczania nas w dodatkowe prace przy tzw. okazji. I tu jest dwojaki problem: czasowy i finansowy. Czasowy polega na tym, że po prostu nie mamy na to czasu. Klientowi drobiazgiem wydaje się zaangażowane na 2-3 godzinki dwóch moich ludzi a to do pomalowania płotu, a to do przekopania dodatkowej części ogrodu która nie miała być ruszana etc. Niestety tych dwóch ludzi wykonuje dodatkową pracę kosztem innych zadań. Wszystko jest ok. gdy mamy na to czas i gdy klient zapłaci za te dodatkowe usługi. No właśnie – wynagrodzenie za ekstra usługi to drugi problem. Klientowi wydaje się, że taki drobiazg, przy okazji zrobimy w cenie usługi. Często jest niemiło zdziwiony gdy te klika drobiazgów doliczam do umówionej kwoty. Nie mam pojęcia czemu nie zdaje sobie sprawy, że dodatkowe czynności ekipy oznaczają dodatkowy czas i koszty, choćby, wynagrodzenia ludzi za ich pracę.  To nie jest tak, że nie nigdy nie idziemy na rękę nie zrobimy czegoś ` z górką`. Ale sytuacja w której jesteśmy co chwila podpuszczani pod robienie czegoś tak chyłkiem, chyłkiem, przy okazji, nie jest sympatyczna i czasem wprowadza sporo zamieszania w rytm pracy.

Zatrudniając firmę usługową warto zawsze pamiętać, że to tacy sami ludzie jak wy. Często z ogromną kulturą osobistą, wiedzą, polotem i fantazją. Po obu stronach znajdziemy przykłady niewłaściwych, kłopotliwych zachowań, o czym zresztą pisałam już rozprawiając się grzeszkami firm wykonawczych. Obie strony miewają za uszami dlatego zawsze obie strony muszą zachować czujność, ale jednocześnie przestrzegać dobrych, uczciwych praktyk. Firmom, mogę polecić moją zasadę – rób u kogoś jak byś robił u siebie, zaś klientom podpowiadam: traktuj innych tak, ja sam chciałbyś być traktowany. Proste i zawsze wychodzi na dobre!

Podoba Ci się ten wpis? Polub, udostępnij wpis, podaj dalej 🙂

Wczytaj więcej powiązanych artykułów
Wczytaj więcej Ogród przydomowy

5 komentarzy

  1. Ogrodnik

    12 czerwca 2015 przy 13:58

    Pracuje w branży ogrodniczej kilka lat i ze wszystkimi powyższymi przypadkami miałem do czynienia.
    Do tych 10 punktów może by się jeszcze znalazło się ze 2 sztuki ale sądzę, że te przytoczone powyżej są najczęściej spotykane i bardzo uniwersalne bo nie dotyczą tylko branży ogrodniczej ale każdej innej branży.

    Odpowiedz

    • Ania Stachurska

      12 czerwca 2015 przy 18:36

      🙂 początkowo lista liczyła 14 punktów, ale przeszła przez delikatną cenzurę 😉

      Odpowiedz

  2. słowianka

    23 lipca 2015 przy 14:30

    Niemal ze wszystkimi punktami miałam styczność, niestety.

    Brak wyobraźni:
    „chcę mieć to, i to, o i to jest ładne, też chcę. I jeszcze bukszpany w kulki, bo sąsiadka ma, i warzywnik, i sad dla dzieci, i altankę i ogród naturalistyczny i formowane „bonsai” A wszystko na 300 m2

    „pojadę do szkółki wybierać z panią rośliny. O, ale ta jest brzydka, nie chcę jej w ogrodzie”. I wskazuje na roślinę, która po prostu jest małą, nierozrośniętą sadzonką, po której nie da się określić jej piękna w przyszłości, jak się tej rośliny nie widziało w wieku dorosłym.

    I dodałabym do grzeszków – brak fantazji – ludzie są niesamowicie zachowawczy. Chcą to, co ma sąsiad, skreślają odważne rozwiązania. „Podobają mi się piosenki, które już raz słyszałem”

    Odpowiedz

  3. Sungarden

    10 sierpnia 2016 przy 13:10

    Bardzo ciekawy wpis i zgodzę się, że to się chyba tyczy wszystkich branż, nie tylko naszej, ale ja bym to skomentował tylko jednym zdaniem – klient nasz Pan! 🙂

    Odpowiedz

  4. Anna

    15 września 2017 przy 20:03

    Szkoda, że tego wpisu razem z mężem nie przeczytaliśmy zakładając firmę z innej branży. Klienci nas wykończyli. Nie byliśmy dość asertywni. Np klient dostaje wizualizację a po montażu foch, bo „nie tak sobie wyobrażał” (a my głupi zamiast pociągnąć panią za język „no to jak sobie pani wyobrażała?” skoro pani nie wie np. ile kubaturowo coś będzie zajmować. Ech… z namolnymi typami typu „dzwoni i nie przyjmuje do wiadomości, że jest godzina 20 w niedzielę i dzwonić nie należy” to chyba ma się do czynienia najczęściej. PS prócz spostrzeżeń i porad bardzo doceniam Pani styl pisania. Normalnie jak bym czytałą Monikę Szwaję lub Chmielewską (chodzi o dynamikę, żeby nie powiedzieć „krewkość”) 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sprawdź też

Czy kompletny laik jest w stanie zaprojektować swój ogród?

Czy kompletny laik jest w stanie zaprojektować swój ogród? Panuje powszechne prz…